Antonina , lat 2,5

Numer listu: 130

List zarezerwowany

14.02 walentynki! Dla wielu szczęśliwy dzień, a dla nas podwójne szczęście to właśnie w walentynki urodziła się nasza druga corka- Gaja. Byliśmy szczęśliwi, cieszyliśmy się kazda chwilą. Niestety nasze szczęście nie trwało długo. W czerwcu na plecach Gai zauważyliśmy guza. Od razu udaliśmy się na SOR gdzie usłyszeliśmy wstępna doagnoze- nowotwor. Coś czego nikt nie chce nigdy usłyszeć. Od razu dostaliśmy skierowanie na oddzial onkologicznym. Tam zaczęły się badania.. zaczynając od badania krwi przez usg, tomograf I rezonans. Wszystkie potwierdzały pierwsza diagnozę. Nowotwor. Nasz świat legł w gruzach. Po kilku dniach Gaja znalazła się na oddziale intensywnej terapii, przeżyliśmy 10 dni strachu bólu i lez. I w końcu udało się i wróciliśmy na oddzial. Myśleliśmy że po tak trudnym początku w końcu coś zacznie się układać. Gaja przyjmowała chemię terminowo, udało nam się wyjść do domu! I spędzić znowu kilka chwil w 4. Niestety pod koniec sierpnia usłyszeliśmy kolejna diagnozę ktora zwalila nas z nog. Guz się powiększył, pojawiły się przerzuty, niestety chemia nie działa.. pod koniec września zostaliśmy wypuszczeni do domu. Szukaliśmy rozwiązania na całym świecie. Wszędzie tą samą odpowiedź, guz nie może być operowany. A chemia nie działa.. zostaliśmy objęci opieka hospicjum. Ostatnie wspólne chwili spędziliśmy ciesząc się swoją obecnością. Śmialiśmy się przez łzy wiedząc co nas niedługo czeka. 23 października Gaja przybrała anielskie skrzydła. Do dziś po naszych policzkach płyną łzy. Ale wiemy że ona czuwa nad nami i jest z nami w każdym momencie.